30 września 2013

Eric Carle - Pajączek i coś jeszcze.

Niedawno zakupiłam dla Helenki kolejne dwie (po "Bardzo głodnej gąsienicy", która była u nas hitem) książeczki Erica Carle. "Pajączek" i "Czy chcesz być moim przyjacielem" - obie nam się podobały, z tym, że ta pierwsza chyba jednak bardziej. Książki tego autora świetnie sprawdzają się w czytaniu najmłodszym, gdyż mają bardzo prostą fabułę i ciekawe ilustracje. W przypadku "Pajączka" maluch może sprawdzić swoimi paluszkami, jak duża jest już sieć tkana przez głównego bohatera, bo nici są wypukłe. A z każdą stroną jest coraz większa i większa. W drugiej książeczce nie ma elementów wypukłych, ani też dziurek (jak to było w "Bardzo głodnej gąsienicy"), ale są piękne ilustracje ogonów. Pomysł polega na tym, żeby dowiedzieć się do kogo należy ogon maluch musi przekręcić stronę, gdzie znajdzie właściciela ogona. Bardzo fajny pomysł, który pozwala dzieciom także na zgadywanie.
Podsumowując. Książki Erica Carle lubię za to, że dostarczają wartości artystycznych, bawią i edukują.
Obie książki wydało wydawnictwo Tatarak.





29 września 2013

Faceci w czerni.

Syn wrócił wczoraj ze szkoły i oznajmił mi, że zaoszczędził złoty siedemdziesiąt. - W jaki sposób pytam. - Nie skasowałem biletu w autobusie odpowiada bardzo z siebie zadowolony. - Ładnie zaoszczędzisz, jak będziemy musieli płacić mandat mówię. Na co słyszę - Spokojnie umiem rozpoznać kanarów. - A niby jak? pytam znów. - Po prostu. To faceci w czarnych garniturach. - ??? Chyba rzeczywiście dawno nie jeździłam autobusem, bo kiedyś kontrolerzy wyglądali zgoła inaczej :)
PS. I żeby nie było, to oczywiście palnęłam mu gadkę o tym, że trzeba być uczciwym i nie wolno oszukiwać.
PS1. Abstrahując od tematu. Oto rysunek mojego Pepika, który wykonał na swojej pierwszej lekcji plastyki.  Biorąc pod uwagę jego dotychczasowy brak zamiłowania do rysowania, malowania i innych technik plastycznych oraz brak talentu artystycznego, to jestem z niego strasznie dumna.

Na grzyby

... wybraliśmy się w sobotnie przedpołudnie. Pomimo nieciekawej aury za oknem oraz solidnie zafluczonych dzieciaków. Po pełnym napięć tygodniu, grzybobranie to coś co było mi po prostu potrzebne. Od dawna niesamowicie mnie odpręża. Tak było i tym razem.  Dodatkowo pogoda nieco się w ciągu dnia poprawiła, a dzieciaczkom świeże, leśne powietrze też dobrze zrobiło. Czego więc chcieć więcej? No może tylko grzybów, bo niestety nie udało nam się zebrać ich zbyt wielu. Za to trafił nam się prawdziwy grzybi gigant.














Prawie domowy jogurt owocowy.

Nie jest to w pełni zrobiony w domu jogurt owocowy, bo sam jogurt naturalny został zakupiony w sklepie, ale dodatki owocowe i brak cukru czynią go zdrowszym od jogurtów owocowych dostępnych na rynku. Za jakiś czas może pokuszę się o przygotowanie go od podstaw w domu.
Helenka bardzo lubi jogurty, więc robię jej takie często zmieniając tylko owoce - truskawki, porzeczki, jagody, to co mam w zamrażarce. Jogurt naturalny można podawać dzieciom już w 11 miesiącu życia, jednak lepiej wtedy pominąć miód.




1 kubeczek jogurtu naturalnego
1 szklanka malin
1 łyżeczka miodu (opcjonalnie)
1/2 banana

Maliny odrobinę podgrzać, żeby puściły sok. Przetrzeć przez sito i dodać miód. Banana rozgnieść widelcem na papkę. Całość wymieszać z jogurtem naturalnym.

20 września 2013

Love cats!

Helenka kocha kotki miłością ogromną, jak na swoje małe serduszko. Niedawno dostała nowego. Na razie tylko pluszowego, ale kto wie, może za dwa, trzy lata prawdziwy kiciuś zawita pod nasz dach. Ja jestem jak najbardziej za, w przeciwieństwie do taty Helenki, który należy do frakcji "psiarzy".


Kotka nabyliśmy podczas pewnego jarmarku, na tym oto wesołym kramie:


19 września 2013

Amerykański klasyk, czyli Mac & Cheese.

Nie znam dziecka, które nie lubiłoby makaronu. Moje za nim szaleją. Obydwoje. Tym razem jednak Helenka musiała obejść się smakiem, bo na ser żółty jest jeszcze za mała, szczególnie w takiej ilości. Chętnie za to podjadała sam makaronik, w czasie gdy ja przygotowywałam sos serowy. Dla podniesienia walorów odżywczych, których jak się można domyślić, sam Mac & Cheese nie ma zbyt wielu, przygotowałam jeszcze brokuły na parze.




250g makaronu
4 łyżki masła
2 łyżki mąki
250 ml mleka
1 łyżka musztardy
1 jajko
200g łagodnego cheddara

Makaron ugotować al dente.  W rondelku rozpuścić masło i oprószyć mąką. Podgrzewać przez kilka minut ciągle mieszając, aby się nie przypaliło. Po tym czasie dodać mleko i musztardę. Cały czas mieszać, aby nie utworzyły się grudki i gotować przez 5 minut, aż sos mocno zgęstnieje. Zdjąć z ognia i lekko przestudzić. Dodać jajko i dobrze wymieszać. Dodać starty ser (część sera odłożyć do posypania wierzchu zapiekanek) i ponownie wymieszać. Całość dodać do makaronu i znów wymieszać. Masę przełożyć do pojedynczych foremek. Wierzch posypać pozostałym serem.
Czas pieczenia - 20 minut.
Temperatura pieczenia  - 190C.


16 września 2013

Jesienne dodatki.

Bez nich jesień nie byłaby taka fajna i przyjemna.




1 i 2.  Czapki  Zara w dwóch kolorach granatowym i szarym.
3. Lekki szaliczek  Zara.
4. Rękawiczki  Zara.
5. Czapka  KappAhl (z serii Newbie).
6. Getry H&M
7. Opaska na cieplejsze dni Obaibi.
8. Ocieplane tenisówki  Zara.


13 września 2013

Oto jest Babo.

Prawdopodobnie najbrzydsza lalka na świecie, która jednak w ostatnich dniach podbiła serce Helenki. W normalnych warunkach nigdy nie dopuściłabym do tego, aby ten mały szkaradek trafił do naszego domu, jednak tym razem poddałam się. Jak więc to się stało? Otóż podczas niewinnych zakupów spożywczych w pewnych delikatesach. Kiedy stanęłam na chwilkę przy stoisku z prasą, Helenka pochwyciła Babo z pobliskiej półki i już nie wypuściła go ze swoich rączek. Nie poskutkowały żadne zastosowane przeze mnie triki psychologiczne, a każda próba odebrania jej wielkogłowego luda kończyła się histerycznym płaczem. Tak więc ugięłam się, złamałam swoje wcześniejsze założenia, aby otaczać dziecko tylko estetycznymi przedmiotami i kupiłam plastikowo - gumowego Babo. Całe szczęście kosztował niecałe 10zł, a moja córka nie porzuciła go, kiedy tylko przekroczyłyśmy drzwi sklepu. Wręcz przeciwnie Helenka i Babo są teraz nierozłączni. A ja czekam spokojnie kiedy jej minie, bo minie na pewno, jak wiele innych wcześniejszych fascynacji.


Przeczytane w wakacje.

Jeszcze powracam do wakacji, które niestety już minęły. Szkoła się zaczęła i od razu dała mojemu świeżo upieczonemu czwartoklasiście w kość. Biedaczek na nic nie ma czasu. Albo siedzi w szkole, albo odrabia odrabia lekcje. "Co to za życie?" wykrzyknął wczoraj pełnym dramatyzmu tonem. Szkoda mi go, ale cóż począć. Tak więc zbyt wiele czytał nie będzie w najbliższym czasie, no chyba, że lektury ( "Duch starej kamienicy idzie na warsztat jako pierwszy). Całe szczęście w wakacje przeczytał całkiem niemało i całkiem fajnych książek. Tak dla przyjemności, bez przymusu.


1. "Uroczysko" -  Colin Meloy.
To najdłuższa książka jaką do tej pory przeczytał mój syn, ale sam ją wybrał i kupił za pieniądze wygrane w Kangurze matematycznym (w formie bonu upominkowego do Empiku). Wciągnęła go niesamowicie, większość przeczytał w trakcie długiej podróży do Słowenii. Ja osobiście ją przejrzałam z grubsza i zrobiła na mnie dobre wrażenie. Niektórzy porównują ją do "Opowieści z Narnii", ale nie jest to do końca trafne, bo syna Narnia wcale nie zainteresowała. O czym jest? W skrócie rzecz ujmując opowiada o dwunastoletniej dziewczynce, której kruki porwały młodszego braciszka. Prudencja (bo tak ma na imię) bez wiedzy rodziców, za to z pomocą kolegi wyrusza na poszukiwanie brata i w ten oto sposób trafia do innego, pełnego magii świata. Jest oczywiście walka dobra ze złem. Cała historia kończy się pozytywnie, ale pozostawia uchylona furtkę dla kolejnych części ( mam nadzieję, że powstaną), bowiem kolega dziewczynki pozostaje w tamtym świecie ...

2. "Ostatnia przygoda detektywa Noska" - Marian Orłoń.
Książka, która ze wszystkich pozycji wakacyjnych najmniej się podobała synowi. Ale lubi detektywistyczne, dlatego przeczytał. Ja nie, więc będę o niej pisać. Powiem tylko, że w roli detektywów występują Ambroży Nosek i jego mówiący pies Kuba.


3. "Przygody Misia Kazimierza" oraz "Lato misia Kazimierza" - Paulina Wilk.
Wspaniałe książki. Spodobały się synowi i mi. Zabawne, mądre i sympatyczne. Pierwsza część to "Przygody misia Kazimierza", w której maleńki miś trafia do swojej przyszłej właścicielki i myliłby się ten, który myślałby, że będzie to mała dziewczynka. Nie miś Kazimierz zamieszkuje u dorosłej kobiety. U Ani. Tam przeżywa wiele zabawnych misiowych przygód.  Druga książka, jak można się domyślić po tytule, taktuje o wakacjach misia Kazimierza, które spędza on z nowymi kolegami poza domem swojej Pani. Miś Kazimierz jest pomysłowy i wrażliwy zupełnie niepodobny do Paddingtona.


11 września 2013

Chlebek bananowy.

Długo zastanawiałam się kiedy wprowadzić do diety Helenki potrawy, które mają w sobie proszek do pieczenia lub sodę. Biszkopty ze sklepu, które zawierają substancje spulchniające jadła od około 10 miesiąca życia. Niby rzadko, ale jadła. Pewna książka autorstwa dwóch Amerykanek, na której głównie bazowałam przygotowując domowe jedzenie dla  córki, zawiera przepisy ze "spulchniaczami" już dla rocznych dzieci. Ja jednak odważyłam się dopiero teraz, kiedy Helenka ma prawie 15 miesięcy. A może histeryzuję?
Ulubiony chlebek bananowy mój i mojego syna, a teraz także i córki. Przetestowałam wiele przepisów, ale ten odpowiada nam najbardziej. Mocno bananowy i wilgotny. Helenka w ciągu dnia zjadła aż trzy kawałki.




2 niewielkie banany (rozgniecione)
130g mąki
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka cynamonu
100g cukru trzcinowego
1 jajko
50g roztopionego masła
120ml śmietany 18%

W misce połączyć śmietanę z sodą oczyszczoną i odstawić na 5 minut. Następnie dodać roztopione masło, cukier i jajko. Wymieszać. Do innej miski przesiać mąkę z cynamonem. Stopniowo dodawać do niej masę śmietanową, a na końcu rozgniecione banany.Masę wylać do formy keksowej wyłożonej papierem do pieczenia. Wierzch posypać jeszcze łyżką cukru trzcinowego.
temperatura pieczenia  - 200C
czas pieczenia - około 1 godzina



6 września 2013

Zimne poranki.

Dzisiaj miałyśmy okazję się o tym przekonać wychodząc bardzo wcześnie z domu. Piękny i słoneczny, ale rześki poranek. Uwielbiam takie. Na termometrach rano było tylko dziesięć stopni, więc ubiór musiał być adekwatny do temperatury. Ale ciepłym kurtkom mówimy na razie stanowcze NIE. Jeszcze zdążą nam się znudzić, wszak zima w Polsce bardzo długa.










Czapki - Zara
Sweter - Zara
Legginsy - Pepco
Buty - Emel

5 września 2013

Pancakes z karmelizowanymi śliwkami.

Jesień zawsze obfituje w naszym domu w śliwki (a wszystko to za sprawą działki pełnej dorodnych śliw). Czy chcę, czy nie, muszę coś z nimi robić. Większość z nich ląduje w słoikach i jako powidła cieszy nasze podniebienia podczas zimy. Ale nie wszystkie. Niektóre z nich trafiają do ciasta, a niektóre stanowią słodki dodatek do śniadaniowych placuszków. Śliwki same w sobie są niskokaloryczne, za to bogate w przeciwutleniacze oraz minerały takie jak żelazo, potas, magnez, wapń i fosfor.




125g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka cukru trzcinowego
1 jajko (roztrzepane)
350ml maślanki
40g stopionego masła
10 śliwek
cukier trzcinowy, cynamon, syrop klonowy
W misce połączyć mąkę, proszek do pieczenia, cukier i szczyptę soli. Dodać jako, maślankę oraz stopione masło i wymieszać trzepaczką na jednolite ciasto (bez grudek). Rozgrzać patelnię (bez tłuszczu) i smażyć na niej niewielki placuszki - około 2 minut z każdej strony. W celu przygotowania karmelizowanych śliwek, należy je najpierw umyć, pozbawić pestek i przekroić na pół. Przeciętą stronę śliwki posypywać cukrem i kłaść na rozgrzaną patelnię. Całość oprószyć cynamonem i trzymać na patelni przez około 5 minut, aż śliwki zmiękną i będą oblepione cukrowym syropem. Karmelizowane śliwki kłaść na placuszki i polewać niewielka ilością syropu klonowego.



Źródło przepisu - książka Billa Grangera pt. "Bill cooks for kids".