Może jest to trochę wyolbrzymione stwierdzenie, ale tylko trochę. Wczorajszy dzień był wspaniały dopóki nie wyszliśmy z domu. Wspólne, leniwe śniadanie w piżamach, później prezenty, zabawa i wygłupy. Niestety mieliśmy bardziej ambitne plany na ten dzień. Cel - Zoo Safari, a w nim białe tygrysy. Helenka przecież tak uwielbia zwierzątka. Gdy dojechaliśmy na miejsce miny nam zrzedły. Kolejka do kas ciągnęła się już jakieś czterysta metrów, a nowo przybywający dołączali do tłumu stojących. Około 1.5 godziny stania w kolejce i późniejsze deptanie sobie po piętach w zoo z kiepską perspektywą na obejrzenie jakiegokolwiek zwierzątka skutecznie odstraszyły nas od tego miejsca. Dzieci były bardzo zawiedzione, więc dla rekompensaty wylądowaliśmy niestyety w McDonalds. Tam także przywitała nas niemała kolejka i ogólny chaos z powodu nadmiaru klientów. Odstaliśmy swoje i jakimś cudem znaleźliśmy wolną miejscówkę do siedzenia. Przynajmniej dzieciaki były usatysfakcjonowane. Kolejne nasze pomysły na pozostałą część dnia napotykały na mur w postaci wszechobecnych kolejek ( jak za komuny dosłownie) i dzikich tłumów ludzi. Wczoraj nawet kupienie zwykłych lodów wydawało się być bohaterskim wyczynem. Nienawidzę takich klimatów. W przyszłym roku Dzień Dziecka spędzimy w domu, u znajomych albo za granicą. Takie mam postanowienie. Na pocieszenie - sobota była mega, wykorzystaliśmy ją na maksa :)
Komercjalizacja... :(
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne!
:*