Mój
ulubiony animowany film z czasów dzieciństwa. Oglądany jeszcze z tzw.
kasety magnetowidowej pożyczonej od kuzynki koleżanki. Wtedy nosił tytuł
"Kocia arystokracja". Pamiętam, że płakałyśmy razem z przyjaciółką
podczas oglądania (dziś zupełnie nie wiem dlaczego?).
Kiedy
tylko natknęłam się na niego w sklepie, bez zastanowienia kupiłam.
Teraz leży na półce i czeka, aż Helenka podrośnie. Już nie mogę się
doczekać kiedy obejrzymy go wspólnie.
"Arystokraci"
jak większość bajek jest dość przewidywalny i kończy się klasycznym
"happy endem". Zawiera jednak piękne obrazki, zwłaszcza dawnego Paryża i
fajną swingową muzykę. Nie jest naszpikowany psedo zabawnymi tekstami,
tak jak większość obecnych produkcji Disneya.
Akcja
filmu dzieje się w Paryżu na początku XX wieku. Pewna starsza pani,
arystokratka o imieniu Adelajda zapisuje w testamencie cały majątek
swoim kotom. Nie podoba się to lokajowi, który jak to zwykle bywa
obmyśla sprytny plan. Chce raz na zawsze pozbyć się kotów i w
przyszłości przejąć spadek. Czy mu się to uda? Trzeba obejrzeć film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz