14 lipca 2013

Sobotnia wizyta w NABO cafe.

Do Nabo trafiliśmy w sobotnie popołudnie w zupełnie spontaniczny sposób. Nie chciało nam się (głównie mi) gotować i zastanawialiśmy się w związku z tym gdzie się wybrać, aby coś zjeść. Przypomniałam sobie, że kiedyś, gdzieś czytałam o pewnej knajpce przyjaznej dzieciom. Szybko zajrzałam do sieci i znalazłam. Nabo na Sadybie. Mąż kręcił nosem. Sadyba? Przecież będziemy musieli przemierzyć całą Warszawę :( Ostatecznie jednak się zdecydowaliśmy i nie żałujemy.
Sam budynek z zewnątrz nie wyglądał zachęcająco. Mąż znowu kręcił nosem. Ponieważ jednak były dwa wolne stoliki więc, weszliśmy. W środku było już dużo przyjemniej. Lubię takie wnętrza proste, jasne i nieprzeładowane bibelotami. Przestronne, gdzie z powodzeniem można przemieszczać się wózkiem dziecięcym. Na środku jeden wspólny stół i kilka innych indywidualnych, taki też zajęliśmy. Przeszklona sala zabaw dla dzieci z zabawkami, książkami i wielką tablicą do bazgrania na całej ścianie. Dla dorosłych do czytania magazyny i gazety. Na dworze także kilka stolików, leżaki i piaskownica. Jedzenie bardzo nam smakowało, napoje także, szczególnie domowej roboty oranżada - pyszna. Szkoda tylko, że nie było wszystkich pozycji z menu. Syn chciał skosztować duńskich placuszków z jabłkiem i niestety musiał obejść się smakiem. Kawy i ciasta poprawne, ale nie powalające.
Najbardziej podobało mi się jednak to, że pierwszy raz od bardzo dawna zjedliśmy w spokoju powolny obiad i to z deserem. Bez jednego dziecka wspinającego się po moim ciele i drugiego trajkoczącego nad uchem bez ustanku :) Tak się akurat wspaniale złożyło, że Helenka zapadła w głęboki dwugodzinny sen, a syn długi czas tworzył swoje dzieło sztuki na ściennej tablicy. My mieliśmy czas na rozmowę, przejrzenie prasy i delektowanie się kawą. Cudowne uczucie!



      tropikalna oranżada z grenadyną i cytrusami


    burger NABO z domowymi frytkami




     stek urugwajski z ziołowym masełkiem



NABO cafe
Ul. Zakręt 8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz