Do
Nabo trafiliśmy w sobotnie popołudnie w zupełnie spontaniczny sposób.
Nie chciało nam się (głównie mi) gotować i zastanawialiśmy się w związku
z tym gdzie się wybrać, aby coś zjeść. Przypomniałam sobie, że kiedyś,
gdzieś czytałam o pewnej knajpce przyjaznej dzieciom. Szybko zajrzałam
do sieci i znalazłam. Nabo na Sadybie. Mąż kręcił nosem. Sadyba?
Przecież będziemy musieli przemierzyć całą Warszawę :( Ostatecznie
jednak się zdecydowaliśmy i nie żałujemy.
Sam
budynek z zewnątrz nie wyglądał zachęcająco. Mąż znowu kręcił nosem.
Ponieważ jednak były dwa wolne stoliki więc, weszliśmy. W środku było
już dużo przyjemniej. Lubię takie wnętrza proste, jasne i
nieprzeładowane bibelotami. Przestronne, gdzie z powodzeniem można
przemieszczać się wózkiem dziecięcym. Na środku jeden wspólny stół i
kilka innych indywidualnych, taki też zajęliśmy. Przeszklona sala zabaw
dla dzieci z zabawkami, książkami i wielką tablicą do bazgrania na całej
ścianie. Dla dorosłych do czytania magazyny i gazety. Na dworze także
kilka stolików, leżaki i piaskownica. Jedzenie bardzo nam smakowało,
napoje także, szczególnie domowej roboty oranżada - pyszna. Szkoda
tylko, że nie było wszystkich pozycji z menu. Syn chciał skosztować
duńskich placuszków z jabłkiem i niestety musiał obejść się smakiem.
Kawy i ciasta poprawne, ale nie powalające.
Najbardziej podobało mi się jednak to, że pierwszy raz od bardzo dawna zjedliśmy w spokoju powolny
obiad i to z deserem. Bez jednego dziecka wspinającego się po moim
ciele i drugiego trajkoczącego nad uchem bez ustanku :) Tak się akurat
wspaniale złożyło, że Helenka zapadła w głęboki dwugodzinny sen, a syn
długi czas tworzył swoje dzieło sztuki na ściennej tablicy. My mieliśmy
czas na rozmowę, przejrzenie prasy i delektowanie się kawą. Cudowne
uczucie!
tropikalna oranżada z grenadyną i cytrusami
burger NABO z domowymi frytkami
stek urugwajski z ziołowym masełkiem
NABO cafe
Ul. Zakręt 8
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz