Wczoraj,
w zaduchu prowadzącym niemalże do omdlenia i z ciężkimi chmurami nad
głową dotarłam wraz z rodzinką w komplecie na Hush Warsaw na Stadionie
Narodowym. Przybyliśmy tuż po jedenastej, czyli zaraz po otwarciu, aby
uniknąć dużego tłumu i spokojnie wszystko obejrzeć. Nic z tego. Na
miejscu było już tyle osób, że nie było mowy o swobodnym przemieszczeniu
się z dziecięcym wózkiem, a nawet jakimkolwiek poruszaniu się z nim.
Tak więc mój mąż, który i tak nie był specjalnie zainteresowany
wystawianymi produktami, wyszedł z dziećmi na trybuny stadionu, aby tam
na mnie czekać racząc się przy okazji chłodzonymi napojami.
Byłam
tylko na dziale dziecięcym, a i tu nie obejrzałam wszystkiego, bo do
niektórych stoisk nie sposób było się dopchać. Widziałam dużo pięknych
ubranek i innych przedmiotów, które wyszły spod ręki bardzo zdolnych
ludzi. Jednak część rzeczy, uważam za mocno przereklamowane, a zachwyty
nad nimi, oczywiście według mnie, niczym nieuzasadnione. Kupiłam tylko
trzy rzeczy, chociaż mój mąż uważa, że co najmniej o dwie za dużo. Teraz
żałuję, bo miałam na oku jeszcze kilka innych, ale potworny zaduch i
dziki tłum przepychających się ludzi spowodowały, że dość szybko
odpuściłam i ewakuowałam się stamtąd.
W międzyczasie mój syn zdążył wypić pięć butelek lemoniady rabarbarowej! Tatuś już dostał reprymendę, że do tego dopuścił.
A oto co kupiłam:
A na tych stoiskach bardzo chciałam jeszcze coś kupić, ale nie wyszło. Innym razem na pewno nie odpuszczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz