29 czerwca 2014

Miau, miau, miau ...

Helenka kocha kotki najbardziej ze wszystkich znanych jej zwierzątek. Ma to po mnie. W dzieciństwie zwano mnie kocią mamą, gdyż przygarniałam prawie wszystkie bezdomne kociaki. Często w tajemnicy przed rodziną. Oj moja mama miałaby dużo do powiedzenia na ten temat :)
Kocie butki chciałam kupić już od jakiegoś czasu, ale wahałam się. Nie byłam pewna czy będą dobrym rozwiązaniem dla małych stópek, bo jednak przy wyborze butów kieruję się przede wszystkim ich prozdrowotnością, a dopiero później wyglądem. Zaryzykowałam, gdyż nadarzyła się okazja cenowa i ... I nie żałuję. Są cudowne, zauroczyły mnie totalnie, zresztą  nie tylko mnie.














18 czerwca 2014

Żegnamy pieluszkę. Pomocne lektury.

A oto subiektywny wybór książeczek, które pomogły Helence zamienić pieluszkę na nocniczek.



1. G.Van Genechten "Ale kupa! Co masz w pieluszce?"
Bohaterką książki jest bardzo ciekawska i dociekliwa myszka. Czytając tę historyjkę razem z nią dziecko zagląda do pieluszek Króliczka, Kózki, Pieska, Krówki, Konika i Świnki. Zagląda, w dosłownym tego słowa znaczeniu! Książka uczy  także rozpoznawania zwierząt oraz zachęca do pierwszych prób samodzielnego liczenia. Przepięknie zilustrowana przez samego autora, który studiował między innymi malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych.







2. A. Frankel "Nocnik nad nocnikami".
Ta niewielkich rozmiarów książeczka to moim zdaniem najbardziej przydatna pozycja w temacie odpieluszkowania dziecka. Opowiada  w przystępny dla dziecka sposób o sprawach fizjologicznych. Mała dziewczynka Basia pewnego dnia dostaje od babci nocnik. Mama tłumaczy jej do czego służy to "dziwne naczynie". Co mi się podoba to brak tabu, mama o wszystkim mówi córeczce otwarcie bez wstydu i zbędnego skrępowania. Helenka uwielbia tę książeczkę, szczególnie stronę z "dziurką do robienia kupy".






3. N. Berkane "Marysia żegna pieluszkę"
To jedna z książeczek z serii o Misi Marysi. Jak dla mnie zbyt ogólna i omawiająca temat bez poruszania najważniejszych kwestii. Helenka jednak sama ja wybrała, więc nie było odwrotu.



4. C. Reid "Lulu's Loo"
Książeczka anglojęzyczna, ale nie jest on barierą, bo największym atutem są tutaj interaktywne obrazki. Można np. rozpinać pieluszkę na rzepki, zwijać i rozwijać papier toaletowy, podnosić deskę klozetową. Jednym słowem fajna zabawa.




13 czerwca 2014

Już dwulatka. Pourodzinowo.

Wszystko było wcześniej zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. Menu, dekoracje, rozrywka ...  Niestety. Los znowu chciał inaczej. Dzień przed drugimi urodzinami Helenki trafiliśmy do szpitala. I wtedy wszystko przestało mieć znaczenie, i to co będziemy jeść i to czym będzie obdarowana i cała ta otoczka. Najlepszym prezentem urodzinowym było wyjście ze szpitala z dobrymi wiadomościami. Przyjęcie zorganizowane na szybko, tylko w gronie najbliższych też miało swój urok. Czasem życie ustawia nas do pionu, aby przypomnieć o tym co w nim najważniejsze.







5 czerwca 2014

Obiadek malucha - pomidorowa z soczewicą.

Dzisiaj na obiad wzmocniona dodatkową dawką witamin i minerałów, pomidorowa. Gęsta i sycąca, może spokojnie stanowić pierwsze i drugie danie. Zamiast makaronu można użyć ryżu lub kaszy. Moje dzieciaki jednak najbardziej kochają makaron, więc mój wybór tego składnika był oczywisty.


Na patelni krótko podsmażyć (na odrobinie oleju rzepakowego) pokrojoną cebulę i cukinię. Następnie wlać około 500ml wody i około 250 ml przecieru pomidorowego. Zagotować. Wsypać wcześniej wypłukaną soczewicę i gotować na niedużym ogniu około 25 minut. Na koniec doprawić do smaku solą pieprzem i cukrem. Ja użyłam wcześniej ekologicznej kostki rosołowej, bo gotowałam dla nas trojga. Można zabielić śmietaną. Podawać z ugotowanym osobno ulubionym makaronem.




2 czerwca 2014

Dzień Dziecka koszmarem rodzica.

Może jest to trochę wyolbrzymione stwierdzenie, ale tylko trochę. Wczorajszy dzień był wspaniały dopóki nie wyszliśmy z domu. Wspólne, leniwe śniadanie w piżamach, później prezenty, zabawa i wygłupy. Niestety mieliśmy bardziej ambitne plany na ten dzień. Cel - Zoo Safari, a w nim białe tygrysy. Helenka przecież tak uwielbia zwierzątka. Gdy dojechaliśmy na miejsce miny nam zrzedły. Kolejka do kas ciągnęła się już jakieś czterysta metrów, a nowo przybywający dołączali do tłumu stojących. Około 1.5 godziny stania w kolejce i późniejsze deptanie sobie po piętach w zoo z kiepską perspektywą na obejrzenie jakiegokolwiek zwierzątka skutecznie odstraszyły nas od tego miejsca. Dzieci były bardzo zawiedzione, więc dla rekompensaty wylądowaliśmy niestyety w McDonalds. Tam także przywitała nas niemała kolejka i ogólny chaos z powodu nadmiaru klientów.  Odstaliśmy swoje i jakimś cudem znaleźliśmy wolną miejscówkę do siedzenia. Przynajmniej dzieciaki były usatysfakcjonowane.  Kolejne nasze pomysły na pozostałą część dnia napotykały na mur w postaci wszechobecnych kolejek ( jak za komuny dosłownie) i dzikich tłumów ludzi. Wczoraj nawet kupienie zwykłych lodów wydawało się być bohaterskim wyczynem. Nienawidzę takich klimatów.  W przyszłym roku Dzień Dziecka spędzimy w domu, u znajomych albo za granicą. Takie mam postanowienie.  Na pocieszenie - sobota była mega, wykorzystaliśmy ją na maksa :)