12 listopada 2013

Na spotkanie z piernikiem.

A jednak pojechaliśmy. Nie w góry i nie na cały  długi weekend. Syn poczuł się na tyle dobrze, że w niedzielny poranek wyruszyliśmy do Torunia. Pogoda nie była wymarzona, ale i tak cieszę się, że pojechaliśmy. Największym plusem, jak się okazało, było to, ze Święto Niepodległości spędziliśmy z dala od warszawskiej zawieruchy. W miłej, przyjaznej atmosferze. Dla nas było to przede wszystkim święto piernika i gęsiny. Dużo spacerowaliśmy, bo pierwszego dnia było całkiem ciepło, chociaż odrobinę deszczowo. Obejrzeliśmy między innymi ruiny zamku krzyżackiego i kamienicę, w której mieszkał  Mikołaj Kopernik. Spotkaliśmy też najbardziej bezczelne gołębie ever. Drugiego dnia silny chłód nie pozwalał na zbyt długie chodzenie, więc w przerwach ogrzewaliśmy się w pewnej baardzo sympatycznej kawiarence oraz w planetarium. Wizyta w planetarium wbrew oczekiwaniom bardziej zachwyciła Helenkę niż starszego brata, który z wyższością stwierdził, że już to wszystko wcześniej wiedział. Natomiast Hela przez cały seans piszczała i pokrzykiwała z podekscytowania. Muzeum żywego piernika odpuściliśmy, bo kolejka była nieziemska. Za to zrobiliśmy zakupy w sklepie z piernikami, gdzie prawie doznałam pomieszania zmysłów od mnogości rodzajów tych ciasteczek. Zdecydowaliśmy się w końcu na pierniki w białej czekoladzie z porzeczką, piernikowe serca, krajankę piernikową i zwykłe z nadzieniem morelowym. Nabyliśmy także inne na prezenty. W domu okazało się jednak, że jak zwykle najbardziej pożądane były te, których kupiłam najmniej i nastąpiła zagorzała walka o piernikowe serca. Helenka zwyciężyła :)














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz